Odkąd pamiętam Pierwszego Dnia Świąt w mojej rodzinie nie mogło zabraknąć pieczonego indyka. To nasza niepisana tradycja, do której jesteśmy bardzo przywiązani. Indyka, a częściej indyczkę, mama marynowałam nawet 2 dni wcześniej, dzięki temu mięso odpowiednio kruszało i było bardzo aromatyczne. Danie to nie wymaga wiele czasu od gospodyni, to idealne rozwiązanie w okresie przedświątecznej krzątaniny, zaś jego przygotowanie będzie dziecinnie proste, obiecuję.
Mój indyk, a właściwie indyczka, została kupiona na ekologicznym bazarku, waży około 3 kg i była wcześniej obrobiona (bez podrobów). Przed marynowaniem całego indyka dokładnie myję go pod bieżącą woda. Marynatę do indyka robię z octu jabłkowego, ziół prowansalskich, sosu sojowego, 2 ząbków czosnku, soli, pieprzu, sproszkowanych nasion kolendry i 2 łyżek miodu. Po połączeniu wszystkich składników powinna powstać gęsta pasta, którą nacieram całego indyka z zewnątrz oraz w środku. Na koniec umieszczam go w dużej brytfance z pokrywką i polewam obficie świeżym sokiem z pomarańczy. Tak przygotowanego indyka umieszczam w lodówce i marynuję od 12-24h. Indyka piekę około 2,5 – 3h pod przykryciem w temperaturze 200 st C. Podczas pieczenie 1 raz wyciągnęłam indyka i polewałam go sosem z dna brytfanki. Indyk jest gotowy gdy jego skórka jest brązowa i chrupiąca, a mięso soczyste i kruche.
Składniki:
- Indyk lub indyczka bez podrobów
- Sok z 2 pomarańczy
- Ocet jabłkowy
- Sos sojowy
- Zioła prowansalskie
- 2 ząbki czosnku
- Sproszkowane nasiona kolendry
- 2 łyżki miodu
- Sól i pieprz do smaku
Zdjęcia Maciej Drywien